Stan polskiej gospodarki i administracji, pesymistyczne nastroje społeczne uzasadniają pilną konieczność poszukiwania dróg wyjścia z tak niekorzystnej sytuacji. Wiele można naprawić - szybko i bez "cudownych chwytów".
Przedstawiam propozycje wybranych elementów programu usprawnień, będącego również wynikiem dyskusji zespołu fachowców chcących ze mną współpracować.
Podatki i kredyty
Umożliwienie rozwoju małych i średnich przedsiębiorstw, które najszybciej i najobficiej tworzą nowe miejsca pracy, wymaga racjonalnego i radykalnego, a nie tylko jednoprocentowego obniżenia podatków, niezależnie od zmniejszenia innych obciążeń przedsiębiorców, jak np. opłaty z tytułu ubezpieczeń społecznych. Doświadczenia krajów, które podjęły takie śmiałe decyzje, są bardzo pozytywne (Irlandia, Rosja, Estonia). Niestety, obecny system podatkowy stymuluje pomysłowość przedsiębiorców w pomniejszaniu podstawy opodatkowania.
Paradoksalny jest również aktualny system kredytowy. Inflacja oscyluje około 1,5 proc., oprocentowanie terminowych depozytów około 4,5 - 6 proc., a kredyty inwestycyjne dla przedsiębiorstw kosztują 13 - 16 proc. i więcej. W dodatku jest wyraźna niechęć do kredytowania polskich przedsiębiorstw, związana m.in. z łatwością osiągnięcia przez banki wysokich zysków z zakupu państwowych wysoko oprocentowanych bonów skarbowych. Nie istnieje więc ani tani kredyt inwestycyjny, ani bieżący kredyt obrotowy dla drobnych przedsiębiorstw; nie istnieje również obrót wekslowy i czekowy. Nie ma też sztywnych ograniczeń wysokości obrotu gotówkowego, zmuszających do bezgotówkowej formy wyższych kwotowo rozliczeń.
Niezależnie od niezbędnej interwencji Narodowego Banku Polskiego w stosunku do zagranicznych banków komercyjnych i paru jeszcze istniejących banków polskich, zmierzającej do likwidacji paradoksalnych relacji: kredyt - depozyt - inflacja, konieczna jest odbudowa lokalnych instytucji drobnego kredytu, gromadzących niskie wkłady, które nie są atrakcją dla wielkich banków. Rozwiązaniem mogłaby być dekoncentracja PKO Banku Polskiego, który częściowo powstał z zagarnięcia przez PRL majątku Komunalnych Kas Oszczędności. Odtworzone lokalne KKO, ewentualnie w formie oddziałów PKO BP, miałyby w PKO BP swój bank-matkę, który dzięki temu bardzo poważnie zwiększyłby swoje obroty - nawet w skali od kilku do kilkunastu miliardów złotych rocznie, bo obecnie większość społeczeństwa polskiego nie ma gdzie lokować swoich drobnych wkładów.
Komunalne Kasy Oszczędnościowe mogłyby - jak w międzywojennej Czechosłowacji i współczesnej Kanadzie (Kasy Desjardins w Quebecu) - patronować odbudowie spółdzielczości kredytowej drobnych przedsiębiorców, ludzi wolnych zawodów i rolników, wzorowanej na dawnych polskich i współczesnych niemieckich doświadczeniach.
Należy również pomyśleć o odbudowie w skali państwa ubezpieczeń wzajemnych w formie odpowiadającej przedwojennemu Powszechnemu Zakładowi Ubezpieczeń Wzajemnych, tak aby przywrócić obowiązkowe ubezpieczenia publiczne chroniące kraj przed bezradnością finansową w razie katastrof żywiołowych. Ubezpieczeni mogli niegdyś korzystać z drobnego kredytu na rachunek posiadanych polis. Ten system służył rozwojowi gospodarki rynkowej jeszcze w epoce zaborów i jego doświadczenie warte jest wykorzystania.
Koszty sektora publicznego
Dla niezbędnego radykalnego obniżenia podatków dla przedsiębiorstw konieczne jest równie radykalne zmniejszenie wydatków budżetowych na utrzymanie administracji i całego sektora publicznego.
W sektorze publicznym (w szerszym znaczeniu, według klasyfikacji Głównego Urzędu Statystycznego) pracowało 31 grudnia 2001 roku 46,9 proc. ogółu zatrudnionych - w około 55 tys. jednostek organizacyjnych. Niestety, nie mamy szczegółowego rejestru (tak jak to ma miejsce w krajach Unii Europejskiej) wszystkich jednostek sektora publicznego z dokładnymi danymi o wielkości zatrudnienia, strukturze kierownictwa i wskaźnikach finansowych. Nie da się zaś uporządkować stosunków w tym zakresie i sprawować kontroli nad wydatkami bez pełnej jawności. Dotyczy to zwłaszcza tej części sektora publicznego, która nie podlega kontroli ze strony Sejmowej Komisji Budżetowej: funduszy państwowych, funduszy celowych i agencji państwowych, obracających środkami o skali mniej więcej równej połowie uchwalonego budżetu.
Dane sekcji L 75 sprawozdawczości GUS - obejmującej szerszy zakres administracji publicznej (urzędy administracji państwowej i samorządowej, administracja obrony narodowej, administracja obowiązkowych ubezpieczeń społecznych i zdrowotnych) - wskazują na gigantyczny wzrost zatrudnienia: 380 tys. pracowników w 1997 roku, 510,8 tys. pracowników na koniec III kwartału 2001 i 539,5 tys. pracowników na koniec IV kwartału roku 2001. W pierwszym półroczu 2002 roku nastąpiło zmniejszenie tego zatrudnienia o 15,3 tys. pracowników, co należy traktować jako początek likwidowania gigantomanii struktur administracyjnych.
Istotnym problemem jest nadmierny rozrost struktur władzy centralnej, struktur Sejmu, Senatu, kancelarii Prezydenta, Premiera oraz rozmaitych gospodarstw pomocniczych na szczeblu centralnym i wojewódzkim (konkretne liczby zatrudnionych w poszczególnych jednostkach Centrum nie są od 1996 roku ujawniane). Wiadomo jednak, że np. gospodarstwo pomocnicze Kancelarii Prezydenta zatrudnia około 950 osób. Mamy liczebniejszą izbę niższą parlamentu niż Stany Zjednoczone z ich 270 milionami ludności, mamy Senat równie liczny jak w USA. Mamy w Polsce ponad trzy razy więcej ministrów, wiceministrów, sekretarzy stanu i podsekretarzy stanu niż we Francji. Kreowanie w kancelariach Prezydenta i Premiera stanowisk sekretarzy i podsekretarzy stanu, pozycji przewidzianych w normalnej praktyce europejskiej dla stanowisk rządowych, jest wysoce niewłaściwe; tym bardziej - rozbudowa gospodarstw pomocniczych w takich jednostkach organizacyjnych. To samo dotyczy struktury ministerstw z kilkoma sekretarzami i podsekretarzami stanu oraz gabinetem politycznym, aparatczykami, utrzymywanymi przez podatnika.
Nie będę tu szafował przykładami rozdętych struktur ministerstw z nadzorowanymi organami i jednostkami organizacyjnymi, z rozmaitymi biurami, centrami, agencjami itp. Rozbudowane kadry administracyjne starają się swą aktywnością uzasadnić swe istnienie, stąd i mnożenie liczby koncesji, zezwoleń i licencji.
Komisja, powołana jeszcze przez wicepremiera Leszka Balcerowicza (1998), zmniejszyła ustawą o działalności gospodarczej liczbę wymaganych licencji do ośmiu. Jednak zastąpiły je coraz liczniejsze zezwolenia, dziś już około stu; utrudniają one działalność gospodarczą i stanowią formę dodatkowego jej opodatkowania (nie mówiąc już o polu dla korupcji). Blokuje to przede wszystkim rozwój drobnej przedsiębiorczości i paraliżuje inicjatywę ludzką, hamując wzrost gospodarczy. Aby umożliwić konieczne radykalne redukcje, niezależna komisja fachowców powinna w ciągu pół roku dokonać przeglądu struktur administracji i przedstawić opinii publicznej oraz władzom państwowym projekt ich reorganizacji - w trybie jednorazowych zmian, by uniknąć okresowego paraliżu decyzyjnego, tak powszechnego w takich operacjach. Reforma taka powinna dokończyć proces decentralizacji - jako że około 37 proc. administracji specjalnej zostało jeszcze w rękach władz centralnych, które mimo przekazania ponad 60 proc. tej administracji województwom i powiatom wcale nie zmniejszyły zatrudnienia.
W procesie redukcji zatrudnienia możemy wykorzystać własne doświadczenia - kiedy polski Październik wymusił taką redukcję w roku 1957 przy zapewnieniu zwalnianym kredytów na podjęcie samodzielnej działalności gospodarczej - oraz wzorowane na tym polskim przykładzie analogiczne doświadczenia Kanady. Oszczędności z tego tytułu, wedle dzisiejszego szacunku, powinny sięgnąć u nas wielu miliardów złotych, wliczając w to likwidację kosztów utrzymania danych stanowisk wraz z wydatkami reprezentacyjnymi i podróżami zagranicznymi na koszt państwa oraz ograniczenie rozrzutności w rodzaju luksusowego wyposażenia i zakupu drogich zagranicznych samochodów.
Obniżenie kosztów administracji terenowej
Podobna komisja powinna w trybie możliwie pilnym przeanalizować skutki tzw. reformy administracyjnej, która zwiększyła liczbę szczebli polskiej administracji - kiedy cały świat spłaszcza struktury administracji. Komisja ta powinna przedstawić następnie opinii publicznej i władzom państwowym swoje wnioski co do koniecznych zmian w strukturach terenowych administracji państwowej i samorządowej, mając na uwadze zarówno współczesne tendencje w zarządzaniu publicznym i wskazania nauki, jak i konieczne oszczędności. Nie należy ulegać biurokratycznym skłonnościom państw Europy Zachodniej z ich dodatkowymi szczeblami administracji i samoobroną biurokracji, zagwarantowaną przez nieusuwalność urzędników tzw. służby cywilnej (Belgia ma w rezultacie blisko milion pracowników administracji przy 10,7 mln obywateli). Co do tzw. regionów godzi się tu przypomnieć, że w Polsce przedrozbiorowej Wielkopolska składała się z czterech województw i nie przeszkadzało to w niczym jej spójności. Regiony w obecnej praktyce Włoch, Niemiec i Francji, ze swoją niczym nieuzasadnioną samodzielnością administracyjną w stosunku do państwa, nieraz odgrywają niebezpieczną rolę dezintegracyjną.
W Polsce powiaty, nonsensownie małe jak na jednostkę szczebla lokalnego w Europie, pozbawione samodzielności finansowej zatrudniały na początku swego istnienia 27,3 tys. pracowników, a już w 2001 r. - 50,9 tys. Te dodatkowe etaty powyżej szczebla gminnego pochłonęły i pochłaniają bezproduktywnie, wliczając koszty utrzymania stanowisk, kilka miliardów złotych rocznie.
Opłaty z tytułu ubezpieczeń społecznych
Nadmierne opłaty z tytułu ubezpieczeń społecznych, traktowane jak podatki, paraliżują rozwój drobnej przedsiębiorczości i hamują wzrost gospodarczy. Ostateczną wysokość opłat i tryb ich gromadzenia powinna zaproponować opinii publicznej i władzom państwa niezależna komisja fachowców z udziałem fachowców zagranicznych.
Racjonalny system ubezpieczeń zdrowotnych powinien wyeliminować marnotrawstwo środków wynikających z utrzymywania dla potrzeb służby zdrowia aż trzech kosztownych biurokracji: Ministerstwa Zdrowia, ZUS i likwidowanych od 1 stycznia 2003 roku kas chorych, ale zastąpionych biurokracją Funduszu Zdrowia. Obecna reforma jest zaprzeczeniem podstawowej idei każdej organizacji, a taką jest i państwo, mianowicie decentralizacji (patrz. art. 15 konstytucji). Służba zdrowia powinna ulec decentralizacji umożliwiającej dysponowanie i kontrolę kosztów na swoim terenie. Do zarządzania szpitalem wystarczyłoby jego kierownictwo i odpowiednia umowa np. z lokalnym związkiem gmin czy miastem oraz coroczna wizyta rewidentów.
W sferze ubezpieczeń emerytalnych, które w rzeczywistości są przymusowymi oszczędnościami, trzeba zapewnić ubezpieczonym nie tylko formalne prawo wyboru lokat dla ich oszczędności - po analizie i ewentualnej rewizji systemu lokat w funduszach emerytalnych dla zapewnienia pełnego bezpieczeństwa lokowanych oszczędności. Powinna funkcjonować także państwowa, pozabudżetowa instytucja ubezpieczeń emerytalnych, której gromadzone środki, zabezpieczone dochodami państwa, mogą służyć - jak w okresie międzywojennym - kredytowaniu rentownych inwestycji, jak np. przed drugą wojną światową budowy Portu Gdyńskiego. Są to poważne rezerwy pieniężne, których państwo przynajmniej w okresie rozwojowym nie powinno się wyrzekać.
Prywatyzacja
Musi być jasna polityka prywatyzacji. Z jednej strony jak najszersze pole dla ekspansji średniej i drobnej przedsiębiorczości, w których decyduje inicjatywa i zdolności właściciela, ze sprzedażą określonych, a deficytowych dzisiaj wartości majątkowych nawet za symboliczną złotówkę, z drugiej - racjonalna polityka prywatyzacji wielkich przedsiębiorstw, w których o efektywności decyduje nie własność, rozmyta rozdrobnieniem akcji, lecz zarządzanie, a więc kwalifikacje menedżerów. Jeśli się takiej polityki nie ustali, będziemy nadal ofiarami decyzji, które już doprowadziły do tego, że różne polskie przedsiębiorstwa państwowe zostały wykupione przez zagraniczne przedsiębiorstwa państwowe, jak PZL Okęcie przez hiszpańską państwową Casa czy TP SA w dużym procencie przez państwową francuską France Telecom - w praktyce zasilając jedynie wydatki budżetu na przerosty zatrudnienia w administracji.
Przedsiębiorstwa przeznaczone do prywatyzacji należy w odpowiedniej części skredytować spółkom komandytowym złożonym z konkursowo dobranych menedżerów i załóg, kredyty te spłacałyby one z zysków w ciągu 10 lat. Jednocześnie miałyby prawo poszukiwać ewentualnych partnerów kapitałowych, zdolnych zakupić udziały skarbu państwa - tak by uniknąć sprzedawania przedsiębiorstw przez urzędników przy nieuchronnych podejrzeniach o korupcję. W przypadku przedsiębiorstw, które powinny pozostać w odpowiedniej części własnością skarbu państwa, prywatyzacja dotyczyć powinna tylko kredytowania wyżej określonych spółek komandytowych - bez możliwości sprzedaży udziałów przez te spółki, ponieważ chodzi tu o związanie menedżerów i załóg z przyszłością przedsiębiorstwa, a nie o umożliwienie im handlu akcjami w trybie kapitalizmu kasynowego.
Niekompetentne decyzje w zakresie likwidacji pegeerów doprowadziły do ich upadku i dewastacji. Nawet dzisiaj jednak pozostały po nich majątek można oddać spółkom menedżerów i pracowników, kredytowanym długoterminowo, ze spłatą kredytów w ciągu 15 - 20 lat, lub spółkom z udziałem skarbu państwa przy zapewnieniu menedżerom i pracownikom udziału w zyskach (zwłaszcza w przypadku stacji nasienniczych lub hodowlanych). Można również parcelować je między pracowników, kredytując długoterminowo na 15 - 20 lat, z ewentualnością umorzenia kredytu przy stwierdzeniu efektywnej gospodarki. Można też przekazywać grunty chłopskim spółkom parcelacyjnym.
Budownictwo - sposób nie tylko na koniunkturę
Państwo powinno patronować budownictwu (miast prowadzić je samo) w zakresie budowy autostrad, szlaków wysoko wydajnego transportu kolejowego, transportu wodnego oraz mieszkalnictwa. Nie w imię keynesowskiej polityki nakręcania koniunktury, lecz po prostu dlatego, że prawidłowy rozwój kraju wymaga szybkiej realizacji ogromnych zadań w dziedzinie budownictwa - jeśli Polska nie chce pozostać w tyle za Europą.
Corocznie przejeżdża przez Polskę na trasie wschód - zachód 30 - 40 mln samochodów ciężarowych, dewastując polskie drogi. Położenie geograficzne Polski stwarza jej obecnie szczególne, stałe źródła dochodów, jako że autostrady nie są współcześnie filantropią, lecz zyskownym interesem; wedle cen Unii Europejskiej za przejazd wozu ciężarowego możemy pobierać 250 euro (Szwajcaria i Austria pobierają swoiste myto i za przejazd samochodów osobowych). Środki przewidywane na budowę autostrad przez Unię Europejską, w wysokości 2,5 mld euro rocznie, oraz długoterminowe zagraniczne kredyty - zaciągnięte nawet w bankach tak odległych jak znane mi banki kanadyjskie, Bank of Montreal i Royal Bank in Montreal - przy takiej cenie przejazdu mogłyby zamortyzować zaangażowanie w joint venture wyspecjalizowanych w budowie autostrad przedsiębiorstw z USA i Kanady, nawykłych do rzetelności finansowej.
Oprócz dwóch autostrad wschód - zachód i autostrady północ - południe warto pomyśleć o międzynarodowej autostradzie z Polski przez Wilno, Rygę i Tallin z promem do Finlandii i odgałęzieniem do St. Petersburga.
W roku 1993 proponowałem prosty sposób likwidacji 20-kilometrowych kolejek tirów na granicy w Świecku - poprzez zbudowanie dwa - trzy kilometry przed granicą dziesięciu rozgałęzień kończących się przejściami granicznymi, przy cenie wjazdu na rozgałęzienie 10 dolarów, co pokryłoby koszty budowy i obsługi celnej, a przyspieszyło radykalnie przejazdy. W miarę potrzeby podobne rozwiązania można by zastosować na innych przejściach granicznych.
Dalszym koniecznym przedsięwzięciem jest rozbudowa sieci kolejowej dla przewozu kontenerów oraz odpowiednia adaptacja dla tych celów szerokotorowej linii na południu Polski z dalszym jej przedłużeniem do granicy Niemiec - z umożliwieniem przeładunków na terenie Polski przed granicą z Niemcami. Kredyty zagraniczne są bardzo tanie, dlaczego nie wykorzystać ich do tego typu inwestycji?
Zapotrzebowanie na pracę nisko wykwalifikowanych robotników przyniesie ze sobą opracowanie programu odrodzenia żeglugi śródlądowej w Polsce. Polska ma najkorzystniejszy w Europie układ rzek, niewymagający budowy setek kilometrów kanałów jak w Niemczech, które wodą transportują 20 proc. towarów. Dzisiejsze polskie metody regulacji rzek, stanowiące przewrót w technikach regulacji, pomagają rzece regulować się samej, chronią nas przed kanalizacją rzek, która przyspieszając spływ wody, wywołała katastrofę w delcie Renu. Te prace o charakterze robót publicznych, prace lokalne pod kierunkiem fachowców, przy użyciu tradycyjnych tanich materiałów (kamienia i faszyny) będą wymagały w danej gminie nadrzecznej od kilkudziesięciu do kilkuset ludzi. Nie muszę dodawać, że wykonawstwo wszystkich tych robót wraz z produkcją przemysłu materiałów budowlanych i maszyn dałoby pracę na pięć do siedmiu lat dla mniej więcej pół miliona ludzi. Trudno zrozumieć, dlaczego mimo planów zakreślonych już u początków odrodzonej demokracji polskiej aktywność w tej sferze nie posunęła się ani o krok.
Jeszcze większe zapotrzebowanie na pracę kwalifikowanej siły roboczej stworzy program budownictwa mieszkaniowego. Wedle ocen fachowców brakuje Polsce, by mogła dorównać standardom europejskim, około 6 mln mieszkań, co oznacza przy programie dziesięcioletnim konieczność budowy 600 tysięcy mieszkań rocznie - do wynajmu, a nie własnościowych, paraliżujących konieczną w okresie rozwoju mobilność społeczną. Dla uruchomienia takiego programu konieczna jest przede wszystkim rekonstrukcja systemu długoterminowego kredytu hipotecznego w Polsce. Ale nawet przy jego pełnej rekonstrukcji, wymagającej około dwóch lat, możliwe do uzyskania z tego źródła kredyty nie wystarczą do sfinansowania programu na taką skalę. Konieczne będą odpowiednich rozmiarów długoterminowe kredyty zagraniczne, zabezpieczone hipotecznie, oraz ewentualnie kredyty Banku Światowego i Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju, a także pomoc Unii Europejskiej, zainteresowanej zachowaniem w Polsce, na miejscu, polskiej siły roboczej (mówiąc nawiasem, także mieszkania własnościowe i budownictwo jednorodzinne powinny korzystać z długoterminowego kredytu hipotecznego, zabezpieczonego zbudowanym domem bądź mieszkaniem, wedle doświadczenia amerykańskiej organizacji federalnej tego typu).
Program na taką skalę będzie wymagał zatrudnienia około miliona ludzi w samym wykonawstwie oraz w przemyśle materiałów budowlanych. Przyjdzie prawdopodobnie sprowadzić część robotników z krajów na wschód od Polski. A tym bardziej - przygotować polskie przedsiębiorstwa do rozszerzenia swej ekspansji na teren tych krajów, gdy zapewnią one swoim gospodarkom solidne oparcie w trwałych instytucjach finansowych.
Bezrobocie a rynek pracy
Zasiłki dla bezrobotnych powinny być wypłacane za określoną pracę na rzecz lokalnej społeczności. Przykładowo, Polska importuje za olbrzymie pieniądze makulaturę dla pracujących w Polsce papierni - należałoby zorganizować, właśnie z udziałem bezrobotnych, system pozyskiwania makulatury w Polsce, która dziś trafia na wysypiska lub do spalarni śmieci. To samo dotyczy odpadów z tworzyw sztucznych oraz szkła.
Zasiłki dla bezrobotnych powinny również być wypłacane za pracę na rzecz czystości miast i wsi, zwłaszcza dróg publicznych. Za takimi rozwiązaniami przemawiają dwa argumenty. Po pierwsze, normalnym, zdrowym ludziom nie należy płacić za samo istnienie, bo to demoralizuje i uczy życia za darmo. Po drugie, bezrobocie, brak zajęcia wywołują niebezpieczną degradację psychologiczną. Przy perspektywie wzrostu zatrudnienia zorganizowane już systemy pozyskiwania makulatury, szkła i odpadów sztucznych będzie mogła przejąć później młodzież szkolna i studencka. Barierą dla rozwoju przedsiębiorczości są obecnie przepisy kodeksu pracy, nakładające zbyt duże obciążenia na pracodawcę. Można je zachować w dotychczasowym brzmieniu dla tych dziedzin gospodarki, które objęte są umowami zbiorowymi i podlegać mogą negocjacjom z tego tytułu. We wszystkich innych dziedzinach można te wymagania pozostawić do uzgodnień między pracodawcą a pracownikiem - przy państwowej ingerencji w razie ograniczania przez pracodawcę praw pracowniczych.
W przypadku rejonów z perspektywą likwidacji przestarzałych zakładów przemysłowych lub wydobywczych należy podjąć działania oparte na wzorze szwedzkiego planu Rehna, polecanego przez ojca wiedzy o zarządzaniu Petera Druckera planu restrukturyzacji i zatrudnienia. Należy powołać trójstronne lokalne komisje rynku pracy z udziałem przedstawicieli pracodawców, przedstawicieli pracowników i lokalnej administracji. Te komisje z dwuletnim wyprzedzeniem zajmą się perspektywami zawodowymi każdego z pracowników do zwolnienia, programem szkolenia i ewentualnie kredytami na działalność gospodarczą zwalnianych lub na działalność gospodarczą nowych pracodawców. Klasycznym przykładem niewykorzystanych możliwości w tym względzie jest Górny Śląsk, który ma bardzo niski wskaźnik liczby drobnych i średnich przedsiębiorstw na tysiąc mieszkańców. Zatrudnienie w handlu, hotelarstwie i gastronomii w całej zresztą Polsce jest niższe procentowo w stosunku do Japonii czy też Stanów Zjednoczonych o 1/3, co oznacza, że te dziedziny mogą wchłonąć przy odpowiedniej edukacji i systemie kredytowym około miliona osób. Nawet Warszawa ma całe kilkunastotysięczne osiedla z jednym lub dwoma sklepami i bez żadnej niedrogiej restauracyjki; w całej Polsce brakuje małych pensjonatów, które by swoimi tanimi usługami przyciągnęły miliony Amerykanów polskiego pochodzenia.
Odbudowie drobnego handlu należy zapewnić gwarancję przetrwania, to jest wzorem Japonii wykluczyć uruchomienie supermarketu w danej części miasta bez zgody wszystkich okolicznych sklepikarzy. Powinniśmy kierować się jasną polityką w stosunku do tej formy handlu - zgadzać się na inwestowanie w centra handlowe, odpowiedniki amerykańskich shopping centers, poza obrębem zwartej zabudowy, oparte na handlu dojazdowym, ale bez żadnych ulg podatkowych dla zagranicznych inwestorów, ponieważ - inaczej niż import technologii wart ulg tego rodzaju - import instytucji handlu (i ubezpieczeń) w niczym nie przyczynia się do wzrostu gospodarczego, a przy fałszywych lokalizacjach wręcz go osłabia. Handel w całej historii potrafił szybko sam na siebie zarabiać i wszelkie ulgi są tylko nieuzasadnionymi prezentami.
Nie jest również prawdą opinia o nieuchronnym upadku małych gospodarstw rolnych przy konkurencji zachodniej po wejściu do Unii Europejskiej. Małe gospodarstwa rolne mogą z powodzeniem konkurować produkcją ekologiczną, opartą na dużym wkładzie pracy żywej, zarówno w produkcji mleka, jak i warzyw i owoców. Popyt na taką produkcję będzie wzrastał, pozostaje tylko problemem, jak obronić małe gospodarstwa rolne przed pośrednikami, zagarniającymi dziś do 60 proc. ceny detalicznej - na co lekarstwem jest edukacja środowisk wiejskich w organizacji własnego hurtu poprzez własne spółki lub spółdzielnie.
Odbudowa kapitału społecznego
Podstawowym problemem odbudowy kapitału społecznego jest maksymalne ograniczenie szeroko rozumianej korupcji, która stała się już u nas zbanalizowanym obyczajem społecznym. Do znudzenia powtarzam: ustalenie zasady niekarania dającego łapówkę, jeśli ujawni ten fakt prokuratorowi, szeroka akcja legalnej prowokacji, obowiązek internetowej dokumentacji procedury większych przetargów i większych zakupów, wysoka karalność z ujawnieniem nazwisk już na etapie aktu oskarżenia o korupcję, przepisy ograniczające możliwość nepotyzmu w decyzjach personalnych i gospodarczych w aparacie rządzenia państwem.
Wszystkie organizacyjne zabiegi reformatorskie nie dadzą jednak rezultatu, jeśli nie uda się nam odbudować etosu przyzwoitości i odpowiedniego poziomu moralnego klasy politycznej i aparatu administracyjnego. Niestety, postulat wyjścia w skali społecznej poza upowszechniony prymitywizm postawy egoistyczno-konsumpcyjnej jest trudny do zrealizowania przy jej propagowaniu agresywną reklamą w środkach masowego przekazu. Znane socjotechniki autonomizacji, naśladownictwa, ostracyzmu społecznego, autorytetu, wymagają bardzo starannych zabiegów. Niezwykle ważną rolę odgrywa tu upowszechnienie wzorcowej postawy uczciwości, godności, patriotyzmu wśród najwyższej kadry kierowniczej, parlamentarnych i samorządowych przedstawicieli. Konieczne wydaje się ustalenie dla kandydatów na wszystkie kierownicze stanowiska państwowe, parlamentarne i samorządowe warunku niekaralności, niepodlegania bieżącej procedurze aktu oskarżenia oraz posiadania referencji o poziomie moralnym autorstwa osób o wysokim społecznym autorytecie.
Dobór tej kadry musi być podporządkowany kryterium: wie, umie, umie współpracować, chce, może, a w odniesieniu do stanowisk społecznie wybieralnych - dokonywany na zasadzie jednomandatowej ordynacji wyborczej, w ramach której głosuje się na konkretnych ludzi. W strukturach samorządowych nie powinny, tak jak w wielu krajach, występować partie polityczne, lecz jedynie konkretne osoby i doraźnie powołane celowe komitety wyborcze. Szeroka, racjonalna rozbudowa Służby Cywilnej - państwowej i komunalnej - powinna zapewnić fachowość aparatu rządzenia państwem, a rotacja partyjna dotyczyć powinna tylko paru ściśle określonych pozycji kierowniczych (np. minister, sekretarz stanu, wojewoda, wicewojewoda). Kryterium fachowości musi mieć znaczenie decydujące i radykalnie zastąpić kryteria partyjności, nepotyzmu czy towarzyskich powiązań.